Aktywni w lokalnej społeczności - Rozmowa z Susanne Olbrich i Moniką Dehr

Datum
Susanne und Monika

„Myślę, że chodzi o barierę mentalną, która wciąż jest problemem. Jednak to, co teraz robimy, jest najlepszym sposobem na pokonanie tej bariery. Chodzi o to, aby pokazać, że w rzeczywistości wszyscy jesteśmy tacy sami. Trzeba się tylko na to otworzyć.“

Susanne Olbrich i Monika Dehr rozmawiają o swoich staraniach na rzecz integracji polskich i niemieckich mieszkańców Pomellen.

perspektywa: Susanne, Monika, jak trafiłyście właśnie do Pomellen?

S. O.: To był czysty zbieg okoliczności i zauroczenie tym miejscem. Gdy po raz pierwszy tu przyjechałam, od razu wiedziałam, że jest to właśnie to wymarzone miejsce. Nasz przyjaciel mieszkał tu już przedtem i dlatego tu przyjechaliśmy.

M.D.: Mieszkam w Pomellen od dziewięciu lat. Z moim ówczesnym mężem przyjeżdżaliśmy tutaj często pojeździć na rowerze lub na rolkach. Bardzo nam się spodobało to miejsce. Pomyśleliśmy, że nie jest stąd tak daleko od Szczecina i traktowaliśmy je za coś w rodzaju „sypialni” dla Szczecina. Z jednej strony mamy tu piękne jezioro, wspaniałe miejsce do wychowywania dzieci, a jednocześnie niezbyt daleko do pracy w Szczecinie. 20 minut jazdy samochodem – to niedaleko. Przeprowadziliśmy się tutaj dziewięć lat temu i wyremontowaliśmy zakupiony dom. Zawsze kochałam przyrodę, lubiłam uprawiać warzywa w ogrodzie i robić różne rzeczy w domu. Poza tym chciałam, aby moje dzieci doświadczały czegoś podobnego, co ja kiedyś doświadczałam. To znaczy, że po szkole mogą przebywać na dworze, bawić się z innymi dziećmi, wspinać się na drzewa, pływać w jeziorze, a nie tylko cały dzień siedzieć w domu, surfując po Internecie. Wprawdzie mogą to robić również, ale wszystko odbywa się tu nieco inaczej. Znaleźliśmy nasze wymarzone miejsce. Od półtora roku jestem matką samotnie wychowującą dwójkę dzieci. Ale i tak postanowiłam tu zostać. Nie chciałabym zmieniać miejsca mojego zamieszkania. Tutaj jest tak pięknie! Mam w Pomellen również moich polskich i niemieckich przyjaciół. Życie codzienne wygląda tu nieco inaczej niż w dużym mieście. Pochodzę ze Szczecina. Nawiasem mówiąc, przez 17 lat pracowałam, jako reporterka i redaktorka "Kuriera Szczecińskiego". Właściwie jestem z wykształcenia specjalistką ds. marketingu i biznesu  –  byłam współwłaścicielką firmy public relations. Tu w Niemczech jestem przede wszystkim matką i cały czas staram się działać na rzecz polsko-niemieckiej społeczności. Chciałbym również pokazać, jak wiele możliwości mamy na miejscu, czyli, że nie miejsce kształtuje człowieka, ale człowiek kształtuje miejsce. To oczywiste, że dzieci tutaj nie mają kina, nie ma dodatkowych korepetycji, ale możemy to robić sami. A Susanne jest właśnie taką osobą, która rozumie moje intencje. Cieszę się, że się poznałyśmy, że jesteśmy sąsiadkami i przyjaciółkami.

perspektywa: Jak się spotkałyście i co robicie razem?

S. O.: Tego dokładnie nie pamiętam.

M. D.: No cóż, poznaliśmy się głównie dlatego, że mamy domy w tej samej miejscowości i na tej samej ulicy … . Musiało to być jakieś pięć, sześć lat temu. Susanne i Jochen zaprosił nas na grilla w swoim ogrodzie, i tak właściwie zaczęła się nasza znajomość, nasza weekendowa przyjaźń, bo w tygodniu Susanne jest w Berlinie.

perspektywa: Co was łączy, poza tym, że jesteście sąsiadkami?

S. O.: Chcemy, aby to miejsce stało się lepszym miejscem do życia dla wszystkich. Moim zamiarem jest integracja tej okolicy, tej wioski, Polaków i Niemców, tak, aby ludzie pełniej utożsamiali się z tym miejscem i małą ojczyzną. Tu przebiega granica, a my jesteśmy tymi, którzy ciągle tę granicę przekraczają. I ta granica zdeterminowała życie w wiosce, ale także w Szczecinie. Musimy się dziś z tym zmierzyć. Z granicą tą wiązało się wiele etapów. Raz była otwarta, potem ponownie zamknięta, potem trzeba było mieć dowód osobisty, a następnie znowu nie. Wszystkie historie między Polakami a Niemcami, to wszystko odgrywa pewną rolę. Wychowałam się w Spreewaldzie. Pierwotnie osiedlił się i mieszkał tam lud słowiański. W moim życiu zawsze istniał jakiś związek ze słowiańszczyzną. Ludzie, od wybrzeża bałtyckiego do Zittau, mieszkają na tym pograniczu i od zawsze byli w ze sobą kontakcie. Pamiętam z mojej rodzinnej wioski słowo „Polacy” – brzmiało to w taki sposób, jakby ktoś chciał powiedzieć: „coś złowrogiego, bądź ostrożna, bardzo niebezpieczni”. Było ono obecne podczas całego mojego okresu dorastania. U was pewnie tak samo było z „Niemcami”. Coś takiego kształtuje całe twoje życie. A teraz nagle jesteśmy tak blisko. Cieszę się, że to określenie „Polacy” nie ma dla mnie już żadnego znaczenia. Poznałam Szczecin nie wiedząc nawet, jakie piękne miasto jest tuż za miedzą. To znacznie rozszerzyło mój horyzont.

M. D.: Chciałabym coś do tego dodać. Jestem Polką. Susanne jest Niemką. Połowa mieszkańców Pomellen to Niemcy, druga połowa to Polacy. Dla mnie było oczywiste, że korzystam ze wszystkich „dobrodziejstw”, które Niemcy mają do zaoferowania, ale chcę również dostosować się do lokalnych warunków życia, tzn., że uczę się języka niemieckiego, poznaję kulturę, ale również chcę zrozumieć, jakie zasady obowiązują tutaj, aby móc się do nich dostosować. Jest to dla mnie oczywiste. Ale również zrozumiałe jest to, że zarówno Polacy, jak i Niemcy powinni się integrować. Mieszkamy w Niemczech, ale tak naprawdę to coś więcej. Chodzi o wspólną Europę. I to powinno być w interesie nas wszystkich, aby żyć razem w pokoju. Chciałbym również, aby Niemcy, którzy mieszkają tu ze mną, chcieli lepiej mnie poznać, aby Polska straciła dla nich coś ze swojej grozy. Szczecin jest metropolią położoną zaledwie 15 km stąd. Czasami zauważam wielki niepokój ze strony mieszkających tu ludzi, jakby bali się czegoś z powodu bariery językowej. Myślę, że chodzi o barierę mentalną, która wciąż jest problemem. Jednak to, co teraz robimy wspólnie z Susanne, jest najlepszym sposobem na pokonanie tej bariery. Chodzi o to, aby pokazać, że w rzeczywistości wszyscy jesteśmy tacy sami. Trzeba się tylko na to otworzyć. Pojechaliśmy z Susanne i Jochenem do Szczecina, ale mój sąsiad, który mieszka tuż obok, prawdopodobnie do dziś nigdy tam nie był. Jeśli robimy coś wspólnie w obydwu językach, to po to, aby się bardziej otworzyć. Jest to, powiedziałabym, podstawowym celem naszych spotkań i wydarzeń. Nie chodzi o wspólne picie alkoholu i zabawę, ale o wzajemne poznanie się.

perspektywa: Co dokładnie zrobiłyście w tej wsi, aby przybliżyć Polaków i Niemców?

S. O.: Od pięciu lub sześciu lat w dawnym parku dworskim organizowany jest Festiwal Parkowy. Na tegoroczną edycję chciałem, aby informacja była dwujęzyczna i graficznie zaprojektowana przez Martę, artystkę z naszej wioski. Monika przetłumaczyła ją. Ulotka została wydrukowana w dwóch językach i wszędzie rozprowadzona. Ważne było, żeby zaproszeni zostali również Polacy z Pomellen i Uecker-Randow, aby po prostu dotarła do nich informacja o tym festiwalu. Chciałam, aby ten polsko-niemiecki aspekt został wyeksponowany. Mamy również piosenkarkę, pochodzącą z Polski, która mieszka w Berlinie i która również śpiewała polskie piosenki. Chciałam również przygotować coś spokojniejszego, i z Moniką, o której nawet nie wiedziałem, jaką wspaniałą artystkę mamy w sąsiedztwie, umawiałyśmy się na próby. Monika zakwalifikowała się jako "noise maker" i wspaniale grała na skrzypcach. W naszym kościele prezentowaliśmy opowiadanie w języku niemieckim i polskim i wydaje mi się, że był to wielki sukces, ponieważ dotarliśmy zarówno do Niemców jak i Polaków. Wszyscy byli bardzo poruszeni i wzruszeni. To wydarzenie było bardzo nastrojowe i – jak sądzę – stanowiło dobry przykład.

perspektywa: Co musi się zdarzyć, aby wieś widziała siebie jako wspólnotę?

M. D.: Myślę, że jest to wciąż kwestia bariery językowej. Wielu mówi o niej, ale niewielu ją pokonuje. Dziś około połowa mieszkańców Pomellen to Niemcy, druga połowa to Polacy. Są dwie osoby z Polski, które mówią po niemiecku. Jestem jedną z nich. Ale to też się zmienia. Dwójka moich dzieci chodzi do szkoły w Penkun. Starsze do szkoły regionalnej, młodsze do podstawowej. Niestety, nie ma wciąż lekcji języka polskiego jako ojczystego dla uczniów polskich. To, że moje dzieci mówią dziś po polsku, to jest tylko moja zasługa. Lekcje języka polskiego dla dzieci niemieckich są też w dalszym ciągu zaniedbywane. Szczecin, jak sądzę, ma również ogromny potencjał, jako ewentualne miejsce pracy dla niemieckich dzieci w przyszłości. Gdyby ludność była polskojęzyczna, myślę, że byłoby mniej problemów z bezrobociem. Szkoda, że niewiele się dzieje w tym kierunku. Najczęściej rozumieją to i podejmują jakieś działania jedynie te rodziny, które mają z tym bezpośrednią styczność.

perspektywa: A więc język to w dalszym ciągu zasadnicza bariera…

M. D.: Jeśli w naszej wiosce jest ogłoszenie, to tylko ja i może jeszcze dwie polskie rodziny jesteśmy w stanie je zrozumieć, bo jest tylko po niemiecku. Jeśli są jakieś działania, Polacy często nic o nich nie wiedzą, ponieważ są one rozpowszechniane tylko w języku niemieckim. Z drugiej strony, jeśli ludzie nie rozumieją języka, nie będą zadowoleni z chodzenia na takie spotkania. Jest jeszcze wiele do zrobienia w tym zakresie.

S. O.: Nie można zapominać o tym, że ten region był zawsze na uboczu. Transformacja ustrojowa przyniósła tu wiele złego. Młodzi ludzie opuszczają swoją małą ojczyznę, nawet, jeżeli za nią tęsknią. Ale co mają robić? Nie ma tu pracy. Młodzi ludzie z dziećmi wyjeżdżają, a starsi zostają. A ta luka, która powstała w latach 90-tych nie została wypełniona. Widzę potencjał młodych rodzin, które się teraz przeprowadzają, ale, aby było dobrze, potrzeba czasu. Jestem zdania, że potrzebna jest tu aktywna praca kulturalna. Menedżerowie regionalni mogliby, na przykład, opracowywać projekty z ludźmi, z obywatelami. W ten sposób można by upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Z jednej strony, powstaną nowe miejsca pracy, a ludzie będą zadowoleni, że coś się dzieje.

perspektywa: Dziękuję za rozmowę.

Susanne Olbrich odkryła Pomellen 18 lat temu. Urodziła się w Spreewladzie i studiowała lalkarstwo w Wyższej Szkole Aktorskiej „Ernst Busch” i od 2002 r. kieruje w Berlinie teatrem „TheaterFusion”. Dzięki znajomości z Moniką Dehr ma teraz zupełnie inne spojrzenie na Polskę.

Monika Dehr pochodzi ze Szczecina i wymarzone miejsce na ziemi – Pomellen – odkryła przed 8 laty. Pracowała jako reporterka i redaktorka w „Kurierze Szczecińskim” i angażuje się obecnie wspólnie z Susanne Olbrich na rzecz polsko-niemieckiej wspólnoty mieszkańców w Pomellen.

ShareDrukuj